Julebord.



Tradycyjnie od pazdziernika zaczyna intensywne oczekiwanie na nadejscie.
Kto nadchodzi? Oczywiscie - Pan Jezus!
Aby umilic oczekiwanie bedziemy wprawiac sie w dobry nastroj. A dobry nastroj to wszelkiej masci slodycze, trunki, swieczki, pachnidla, slodziaki-pluszaki, hecowne swetry czy krawaty w losie,
renifery wielkosci naturalnej z ultra-nientaturalnym disco-lookiem... i kazdy jakikolwiek inny chlam w barwach bozonarodzeniowych.
Poza nastrojowa oprawa liczy sie towarzystwo! Idealna okazja aby spotkac przyjaciol z pracy prywatnie to julebord. Kazdy moze zostac przyjacielem kazdego, zaden problem wystarczy dobrze wystartowac (czyt. przedstartowac). Przychodzisz na impreze w nastroju pro-ludzkim, gotowy (-wa) bratac sie z kazdym. Standardowy niedzwiadek na dzien dobry, a potem przylepnosc tylko rosnie.
W tym roku przemowa powitalna dyrektora oddzialu z fokusem na akcje "me too" nieco zamieszala nastroj ale nie po to czekalismy caly rok, zeby polec w przedbiegach.
Kazdy (czyt. kazda) z nas czeka na swoje 5 minut na wybiegu. Przesliczne radiografki raz w roku (no moze 2-gi raz po 17. maja) zakladaja wysokie obcasy, kuse (obowiazkowo czarne) kiece, doklejaja rzesy, usta - niczym cieta rana... i wygladaja bosko!!! Zaluje, ze na codzien tak nie wygladaja.
Szczerze mowiac moja porzeczka jest ustawiona nieco wyzej. Moj casual look niewiele rozni sie od glamour, ergo...
W tym roku miala byc kombinacja blekitu i zlota. Do tego miedziany kolor wlosow.
Wszystko szlo zgodnie z planem... i...
Nie dotarlam. Bez sensu te wyglupy.
Nadal czekamy na przyjscie Jezuska. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kto to jest ten Ziggy Pop?

Jeszcze szybciej...